poniedziałek, 4 maja 2015

Gdy tarczyca nie daje żyć...

Tarczyca. Niewielki gruczoł znajdujący się w przedniej części szyi. Wielu z nas pewnie nawet nie zdaje sobie sprawy z tego, jak wiele od niej zależy. Przemiana materii, wygląd skóry, włosów, paznokci, waga, płodność, chęć do życia...
Niby z każdą chorobą da się żyć. Wystarczy uregulować leki i wszystko będzie dobrze. No, to w tym przypadku niekoniecznie.
Leczę tarczycę od około 3 lat. Przyjmuję syntetyczną tyroksynę, staram się dbać o dietę i aktywność fizyczną. Jednak ta podstępna wariatka nie daje o sobie zapomnieć. Co jakiś czas dawka leku okazuje się niewystarczająca, a ja już dobrze znam te objawy. Ciągła senność, zapominanie co chciało się powiedzieć czy zrobić, nocne poty przeplatane z dziennym marznięciem, szybkie męczenie się, nie chce się dosłownie nic. No, może poza spaniem i jedzeniem. Gdy zaczynam się męczyć sama ze sobą, to znak, że pora zbadać TSH i pomyśleć o zwiększeniu dawki leku.
Zastanawiam się, co tym razem spowodowało zwiększenie zapotrzebowania. Czy zmiana treningu, czy za mała ilość węglowodanów do tej aktywności (jeśli masz chorą tarczycę BROŃ BOŻE nie zmniejszaj do minimum podaży węglowodanów!!!), czy może po prostu się uodporniłam? Najgorsze jest to, że poziom hormonu mam niby w normie, jednak już maleńkie wahnięcie w kierunku górnej granicy normy daje takie niezbyt fajne efekty...Jak żyć?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz