piątek, 13 lutego 2015

Żegnaj anoreksjo!

Blog...

Pomysł na blog zrodził się w mojej głowie dawno temu. Bo potrzebuję czasem wylać gdzieś swoje przemyślenia, a w dobie "internetów" pisane w papierowych zeszytach jest passe (no, i miejsce zajmuje :)). Chciałam się też nimi z kimś podzielić, nierzadko kimś anonimowym, może w czymś mu pomóc, doradzić, zmotywować. Nie miałam tylko pomysłu co, jak, o czym i po co. W końcu mój mąż powiedział: "Napisz o tym, co ci się w życiu udało"...

Pierwsze o czym pomyślałam, to Synek. O dzieciach blogów (i to dobrych blogów) w sieci jest mnóstwo. Z resztą, jako mama niespełna dwulatka, za ekspertkę od nich się nie uważam. I chyba nie chciałabym być skrytykowana niczym Pani Ślotała, że co ja wiem, że moda taka, albo  mam parcie na szkło.

Kolejnym tematem jaki zaświtał mi pod czupryną, była anoreksja. A właściwie to, że ją pokonałam.
I tutaj właśnie zacznie się mój blog.


Choroba ta, odebrała mi szmat życia, lwią część moich najlepszych lat. Nigdy nie byłam najszczuplejsza, nigdy nie byłam najładniejsza, przez lata otoczenie pielęgnowało we mnie kompleksy. Albo zgoniłam to na otoczenie, a to jedynie moja słaba psychika...Mając 16 lat postanowiłam wziąć się w garść i schudnąć. Zaczęło się niewinnie. Odstawienie słodyczy, potem pieczywa, tłuszczu i tak po kolei większości produktów pozostając tylko przy chlebie chrupkim, owocach i warzywach, oraz chudym nabiale. Ale chudłam. Znajomi i nieznajomi zaczęli mnie wreszcie dostrzegać, zaczęłam czuć się pewniej, podobać się.  

Wyszłam z cienia!

Traf chciał, że poznałam wtedy mojego obecnego męża. (Dzięki Ci losie!) W ciągu 3 lat schudłam do 45kg. Życie przestało mnie bawić. W ogóle cokolwiek przestało mnie bawić, cieszyć, przestało mi się chcieć. Wszystko kręciło się jedynie wokół jedzenia, kalorii, wagi. 

Cyfry, cyfry, cyfry...

Ciągle było mi zimno i chciało mi się spać. To, co A. ze mną przeszedł, wiemy tylko my. Mama nie radziła sobie z moim problemem, z resztą zaczynałam wtedy mieszkać sama i łatwo mi szło oszukiwanie jej. Ale w końcu nadszedł moment, że znalazłam się w szpitalu. Oddział zaburzeń odżywiania. Psychiatryk. Ponieważ byłam już pełnoletnia, po 3 tygodniach kuracji, wypisałam się na własne żądanie. Owszem, przytyłam 2kg, ale moja głowa nadal była chora. Wówczas myślałam, że dam sobie dalej radę sama. Że przecież muszę wyjść, bo studia, bo życie, bo tam mnie izolowali od rodziny, od A. Ale to jeszcze nie był TEN czas. Nadszedł on 3 lata później. A. postawił przede mną ultimatum. Albo wezmę się w garść, albo koniec z nami. Dodatkowo przerażał mnie fakt, że mogę już nigdy nie mieć dzieci, że być może za niedługo zniknę zagładzając się na śmierć...

 Moja wegetacja trwała 6 lat. 6 długich lat liczenia, przeliczania, oszukiwania bliskich i samej siebie, wyniszczania własnego organizmu . Nie pomogli mi psychologowie, dietetycy.

 POMOGŁAM SOBIE SAMA! 

Zrozumiałam, że chcę żyć, że wszystko zależy tylko i wyłącznie ode mnie. Że anoreksja siedzi w mojej głowie i sama muszę ją wziąć za bary! 
 
Od tamtego czasu minęło kolejnych 6 lat. Z czasem przestałam mieć wyrzuty sumienia po zjedzeniu łyżki oliwy, kromki chleba, nie zliczeniu dziennej dawki kalorii. Waga zaczęła iść w górę, ja zaczęłam mieć siłę i energię, zaczęłam żyć! 

To co pozostawiła na mnie ta choroba, to kompletnie rozregulowany metabolizm, układ hormonalny i czasem powracające złe myśli. Anorektyczką będę do końca życia, ale potrafię już walczyć. Obecnie, jak już wspomniałam, mam zdrowego synka (choć bez pomocy endokrynologa i wspomagaczy się nie obyło), rozwalone stawy, oraz kilka kilo nadwagi (niedoczynność tarczycy plus zbytnie folgowanie sobie w pewnym czasie). Jednak teraz mogę powiedzieć, że znalazłam równowagę. Czerpię przyjemność ze zdrowego stylu życia, treningów, dobrej diety. O tym właśnie będzie blog. Mam szczerą nadzieję, że komuś pomogę. Że ten ktoś zobaczy, że z anoreksji można wyjść, że można po niej normalnie żyć, i że warto! Może znajdzie inspirację w moich postach. A jeśli nawet będzie to jedna osoba, będzie to mój osobisty sukces!

1 komentarz:

  1. Zapraszam do przeczytania mojej historii: https://fightanawithme.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń